słodka lalunia

słodka lalunia

sobota, 11 sierpnia 2012

Kalumnie cz. II

Policjanci otarli pot z czoła. Zmęczenie dawało się we znaki. Na dłoniach pojawiły się bolesne odciski od robienia notatek. Nigdy wcześniej w swoim życiu tyle tekstu na raz nie napisali. Z trwogą myśleli o raporcie. Gdyby jeszcze płacili by im za wierszówkę, to byli by bogaci jak ten koleś od komputerów czy jakiś aktor wzięty. A tak, tyra za grosze. I nawet sobie nie postrzelasz. Westchnęli równocześnie. Niechętnie zapukali do kolejnego mieszkania. Policja, było zgłoszenie.


Drzwi otworzyła zasuszona kobieta. Nerwowo rozejrzała się, czy nikogo więcej nie ma na klatce, poczym nakazała gestem dłoni wejść policjantom do środka. Pochwalony, powiedziała. Przytaknęli niepewnie. W mieszkaniu panował półmrok, a ściany zdobiły liczne dewocjonalia. Nie jestem pewna czy to do panów należy, czy też do innej władzy, ale skoro panowie przyszli, to powiem, że tu złe rzeczy, przez zło się wydarzają, i wydarzać się będą, coraz więcej, coraz straszniejsze. A co dokładnie? Rzeczy szatańskie. Jadźka z kim tam gadasz?! rozległ się doniosły, męski głos. Z władzą. A to wreszcie przyszli, wreszcie przyszli. Do pomieszczenia wtoczyła się otyła postać o nalanej, czerwonej twarzy. W tym kraju na wszystko trzeba czekać, i niczego się nie można doczekać. Cztery, słyszycie, cztery razy żem dzwonił i mówił, że ten pies to komuch jest jakiś. Czerwone bydle, jak Papieża Polaka kocham. Proszę sobie wyobrazić, że ani razu go w kościele nie widziałem, ani Jadźka, moja żona, a bywamy tam, jak Bóg katolikom przykazał. Przecież to pies, stwierdził jeden z policjantów. Pies psem… wy przecież chodzicie, nie? No tak. Oczywiście. No właśnie, no właśnie, a on nie. Raz nawet księdza zaatakował, i by go pewnikiem ukatrupił, gdyby w ostatniej chwili ministrantem się nie zasłonił. Zresztą nie raz, i nie dwa, na nas nastawał, wierzących. Każde święto nam zakłóca, wnosząc pieśni pochwalne na cześć Złego, albo parodiując święte pieśni, przedrzeźniając wrednie i złośliwie, satanista jeden. Raz nawet jak procesja szła pod blokiem, napluł na obraz najświętszej panienki, z balkonu splunął, pokalał ją, szczerząc ostre zębiska w diabelskim uśmiechu. Mówi pan, że napluł? Wiem przecie co mówię. Nie wierzycie, to księdza spytajcie. Dziurę normalnie wypaliło, piekielną śliną splunął. Spytamy. Pytajcie, pytajcie, niedowiarki. Wy pewnie myślicie, że to zwykły piesek, taki tam zwierz, a ja wam mówię, że widziałem, jak postać swą przybrał nocy pewnej i mocz oddawał do piaskownicy, by dzieci zarazę złapały czy inną dolegliwość. Zresztą, wy mnie słuchajcie, wiecie, że oni na niego różnie wołają, ale też imionami z piekłem związanymi, chociaż nigdy, nigdy prawdziwym imieniem, bo pewnie czasu odpowiedniego czekają, mówię wam. Rozumiemy. O! Nie wiele wy rozumiecie, niewiele, nie wiecie z czym wam do czynienia przyszło mieć. Pójdziecie, pieska zobaczycie, i pewnie jeszcze się ucieszycie, że miły, pluszowy, a to Szatan wam w oczach i mózgu pomiesza. On zwodzić potrafi. Uwodzić, tropy mieszać, co ksiądz potwierdza, i do stolicy apostolskiej list odpowiedni szukuje. Mówię wam, pogadajcie z księdzem, on wam wszystko lepiej wyjaśni, ale baczcie, bo niektórzy łatwo urokowi jego ulegają i gorliwie złej sprawie służą. Tu, w tym bloku, kilku się znajdzie, co to kościołowi wojnę chcą wypowiedzieć i wszystkie wartości wykpić i wyśmiać. Jak nie wierzycie, to idzie, zobaczcie, co Rafałkowi, tym spod szóstki uczynił. I zrobił to szóstego czerwca. Mówi wam to coś? Byliśmy, to raczej sprawa dla, jeżeli już, pedagoga. Nie ma znamion przestępstwa. Jak nie ma, jak nie ma, jak ma. Przecież dzieciak normalnie Szatana czci, i mięso z lodówki, kurczaka, podbiera i psu nosi, w hołdzie. Nergala słucha i inne szatańskie muzyki, dzieciaki werbuje i namawia, by do fryzjera nie chodziły. Jeśli to nie przestępstwo to ja nie wiem co. Rodzice Rafałka mówili, że cały pokój ma wytapetowany w Pińdziusie i Behemoty. A gdzie krzyż? Ja się pytam, gdzie jest krzyż.

Dużo jeszcze? spytał policjant, gdy znaleźli się na klatce. Nie pytaj, odpowiedział drugi. Już mi się kartki w notesie kończą. To jak się skończą, to skończymy. Na dzisiaj. Wiesz, powiem ci, że mi się to wszystko kupy nie trzyma. Wiem, też bym flakon pomonitorował. A tyle bez monitoringu wytrzymałem. Kolega przytaknął. Kto następny? Jeszcze pytasz? Po prostu dzwoń do kolejnych. Raczej się nie pomylisz. I się nie pomylili. Najlepiej będzie, jak córka sama wam opowie, stwierdził mężczyzna w średnim wieku. Policjanci spojrzeli na siedmioletnią dziewczynkę z szyją owinięta chustą. No, nie wstydź się, powiedz panom policjantom co zaszło. Dobrze, to, ten pies, jak szłam z butelką napoju, bo dostałam kieszonkowe, więc poszłam kupić, i ten pies, mnie zaatakował. Tak skoczył na mnie, z rozdziawionym pyskiem, a zęby to takie miał, błyszczące, a między nimi resztki mięsa, jakby flaki jakieś, i no, jak on skoczył, to złapał za butelkę wydając przeraźliwe odgłosy, takie dziwne, jak nie wiem jakie, i ja chciałam odebrać napój, bo bardzo się cieszyłam, że się w domu napiję, no i on wtedy kłap, dziabnął mnie w szyje, takim mocnym kłapnięciem, i, i wtedy, odpadła mi głowa, a, a… Spokojnie córeczko, mów dalej. A chłopcy, to oni wzięli moją głowę i zaczęli nią grać w piłkę, mimo że protestowałam, to trzy gole nią strzelili. Kim byli ci chłopcy? To nie ważne, uciął ojciec. Dzieciaki w tym wieku, zdarzyć się może. Ale tato, oni teraz ciągle mnie namawiają, bym dała im głowę, to sobie pograją, bo ostatnio zgubili piłkę, możliwe, że ten pies, ten sam co mnie dziabnął, zjadł ją. Widzą panowie, odezwał się znowu ojciec. Do czego to dochodzi. Gdyby nie ciotka, co jest szwaczką, to bym córkę bez głowy miał. Ciocia przyszyła mi ją, ale… ale to brzydko wygląda. Czy pańska córka będzie w stanie wskazać psa, który jej to zrobił? Oczywiście. Jeżeli zdejmą państwo na chwilę nici, to będziemy mogli pobrać odcisk szczęki. Teraz ciotki nie ma, a ja nie potrafię szyć. A żona. Też nie. Ciotka będzie jutro, około południa, to może wtedy. Dobrze, proszę zadzwonić, to przyjdziemy. Życzymy miłego dnia. Zamkną go panowie? Proszę już nam to zostawić.

Mamy na niego tyle, że jak wszystko okaże się prawdą, to go na dobre posadzimy. To, co idziemy po niego? Jeszcze nie, najpierw chcę odcisk szczęk. To musi być profesjonalnie zrobione. Wiesz, naciski z góry. To wygląda na sprawę polityczną. Ale że co, że Smoleńsk. Kto wie, kto wie, przecież do kościoła nie chodzi. Jedno wiem, to gruba sprawa, i jak małego posadzimy, to awans mamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz